Teraźniejszość w belgijskiej kafejce i kinie.
„Nie można przeżyć na nowo czasu, który się już raz przeżyło.”
„Tak oto dążymy naprzód, kierując łodzie pod prąd, który nieustannie znosi nas w przeszłość.”
Francis Scott Fitzgerlad "Great Gatsby"
Kończyłyśmy właśnie konsumować „tarte aux pommes chaude” (z fr. tarta z jabłkami na ciepło) z bitą śmietaną i lodami w Kosijde w Belgii. Dopijałam cappuccino patrząc przez szybę na morze, które miało teraz w promieniach słońca morski kolor. Promienie te grzały wielkie okna, które oddawały przyjemne ciepło do wnętrza. W tym czasie kiedy już w Polsce zaczęły się upały i suche dni, u nas jak zwykle było wietrznie i chłodno. Na górze uchylony był zasuwany dach i cyrkulujące powietrze łagodnie owiewało nasze ciała. Spojrzałam teraz na telefon. Miałyśmy dokładnie pół godziny do filmu. Upojone chwilą czekałyśmy na kelnera siedząc w wielkich wiklinowych fotelach. Już za chwilę miałyśmy się przemieścić do „cinema” (z fr. kino). Dlaczego w Belgii? Powód był prosty- nie tolerujemy francuskiego dubbing-u, a niestety w Dunkierce wszystkie nowości filmowe były dubbing-owane. Bleee…Nie da się tego oglądać. Na szczęście mieszkamy 10 km od Belgii, a tam jest zupełnie inaczej.
Nie wiem czy to wynika z tego, że ludzie są lepiej sytuowani, ale za każdym razem kiedy jestem w Belgii czuję jakbym przeszła do innego świata. Wszyscy eleganccy, pachnący, stylowi…Mówią z łatwością w językach obcych. Belgia to mały kraj, który masz aż trzy oficjalne języki. Być może wynika to właśnie z tego, ale ilekroć próbowałam porozmawaić z kimś po angielsku nigdy nie miałam najmniejszego problemu. W kinie dubbing jest tylko dla dzieciaków. Napisy po holendersku i francusku widnieją na dole ekranu i przede wszystkim oryginalny głos aktora. Przecież gra aktorska to nie tylko mimika twarzy i ruchy ciałem, ale także odpowiednie modulowanie głosem, który jest dla mnie tak ważny i nieodzownie łączy się z daną osobą.
Plaża dzieś między Francją i Belgią . |
Nie wiem czy to wynika z tego, że ludzie są lepiej sytuowani, ale za każdym razem kiedy jestem w Belgii czuję jakbym przeszła do innego świata. Wszyscy eleganccy, pachnący, stylowi…Mówią z łatwością w językach obcych. Belgia to mały kraj, który masz aż trzy oficjalne języki. Być może wynika to właśnie z tego, ale ilekroć próbowałam porozmawaić z kimś po angielsku nigdy nie miałam najmniejszego problemu. W kinie dubbing jest tylko dla dzieciaków. Napisy po holendersku i francusku widnieją na dole ekranu i przede wszystkim oryginalny głos aktora. Przecież gra aktorska to nie tylko mimika twarzy i ruchy ciałem, ale także odpowiednie modulowanie głosem, który jest dla mnie tak ważny i nieodzownie łączy się z daną osobą.
- Voila- l’addition (z fr. rachunek)- comment dire ca? ( z fr. jak to powiedzieć)- do-wie-dze-nia- pożegnał nas sylabizując w naszym języku bardzo sympatyczny kelner. Nieomylnie rozpoznał polski, kiedy rozmawiałam wcześniej z Julią.
- Oui, merci- odparłam, mając tego typu miłe doświadczenia językowe tylko w Belgii i Holandii. W Lille kelnerzy mówią co prawda całkiem dobrze po angielsku. Co innego w Dunkierce. Jedyne co udało się raz wydukać kelnerowi, kiedy po raz pierwszy jadłam małże na "Malo de Bains"drugiego dnia mojego pobutu we Francji, z moim byłym facetem i zostawiałam ich sporą część, gdyż mój żołądek średnio je tolerował, było pytanie „not good?”.
- Dziękujemy- odpowiedziała po polsku zadowolona Julia zostawiając "pourboire" (z fr. "napiwek").
Już za chwilę byłyśmy na sali kinowej. Zadowolone rozsiadłyśmy się na siedzeniach i bez wytchnienia oglądałyśmy kolejną mistrzowską rolę Leonarda di Caprio.
Niedawna przeszłość w Polsce czyli wizyta w Zakopcu.
Szliśmy za rękę z trudem utrzymując równowagę na śliskich ośnieżonych chodnikach. W oddali widać już było choinkę i rozświetlone Krupówki przystrojone w klimacie zimowym.
Szliśmy za rękę z trudem utrzymując równowagę na śliskich ośnieżonych chodnikach. W oddali widać już było choinkę i rozświetlone Krupówki przystrojone w klimacie zimowym.
- Zobacz- to tutaj, knajpa z zieloną gwiazdą- mój instynkt podpowiada mi, że to fajne miejsce- mówił z entuzjazmem w głosie. Zapatrzony był teraz w zielone światło w oddali niczym Jay Gatsby w filmie, który zachwycił mnie niesamowitą atmosferą, kostiumami kolorem i nowatorską ścieżką dźwiękową.
- Chodźmy więc!- zakomenderowałam i ruszyłam w stronę zielonego światła.
- Chodźmy więc!- zakomenderowałam i ruszyłam w stronę zielonego światła.
Wnętrze knajpy było rzeczywiście niezwykłe. Całość zrobiona w drewnie, światło biło od rozświetlonych kilku gwiazd rozmieszczonych w różnych częściach pomieszczenia. Na suficie dziwna kula w biało czarne esy- floresy. W gablotach prace ręczne- z możliwością ich wykupienia.
Usadowiłam się w jednym z kątów przy stole zrobionym z
starej maszyny do szycia, zupełnie takiej jaką mamy u babci, z żelaznym pedałem na dwie nogi do naciskania i napędzania jej. Na stoliku stała charakterystyczna lampka nocna.
- Tu jest „chouette” ( z fr. „fajnie”)!!!- wyraziłam swoje
zadowolenie po francusku.
- Widzisz, mówiłem ci, że mój instynkt mnie nie zawodzi.
Często robię coś spontanicznie i przeważnie to działa- odpowiedział z nutą
satysfakcji w głosie. Po chwili podszedł do nas wyglądający bardzo sympatycznie
chłopak.
- Dobry wieczór, czego się napijecie?- zapytał bardzo
gościnnie.
-Hello!- powiedział do niego mój towarzysz.
-Oh, hi,
where do you come from? ( z ang. skąd jesteście?) – natychmiast zareagował chłopaczek.
- France- kontynuował mój towarzysz.
- Ah, salut, comment ca va?( z fr. „jak leci?”)- zapytał tym
razem po francusku nasz gospodarz.
-Ca va bien, merci ( z fr. świetnie, dzięki) -
odpowiedzieliśmy.
- Vous etes francaises? ( z fr. „jesteście Francuzami?”) –
pytał dalej.
- Moi je suis polonaise ( z fr. „ Ja jestem Polką)- odpowiedziałam dumnie.
- Moi je suis francais ( z fr. „Ja jestem Francuzem”)- dodał
mój towarzysz.
- Tu parles francais ( fr.” Mówisz po francusku?”) -
zapytałam z ciekawością kelnera.
- Un peu ( z fr. „troszeczkę”)- uśmiechnął się i dodał tym razem po angielsku-
so now I under stand, you came to Poland after this beautiful polish lady ( z
ang. „ to teraz rozumiem, przybyłeś do Polski za tą piękną niewiastą”)- zwrócił się do mojego towarzysza.
- Exactly ( z ang. „dokładnie”) - odpowiedział mój francuski
towarzysz. Jak większość Francuzów, których znałam, nie był pochodzenia francuskiego, gdyż jego mama była Holenderką, a tata Włochem. Od 7 roku życia mieszkał z rodziną we Francji. Po chwili próbowaliśmy czeskiego piwa oraz piany
piwnej, którą dostaliśmy na koszt knajpy
od sympatycznego właściciela mówiącego po francusku.
Rozmawialiśmy o rzeczach, które lubimy.
- Więc ty
też lubisz mitologię? Ja uczestniczyłam w konkursie mitologicznym w szkole
podstawowej. Pamiętam jak wykuwałam na
pamięć 12 prac Herkulesa- tłumaczyłam natchniona.
-A którym Bogiem chciałabyś być jakbyś mogła
wybrać?- zapytał.
-Afrodytą! (w mitologii rzymskiej Wenus/Wenera, Bogini Miłości)-
odpowiedziałam bez wahania- narodzona z piany morskiej… dodałam poetycko. Ale
już po chwili żałowałam, że nie wybrałam Ateny (w mitologii rzymskiej- Minewra-
Bogini Mądrości).
- A ty?- zapytałam jego.
- Zeusem ( w mitologii rzymskiej Jupiter- Król wszystkich Bogów). "Ale cwaniak"-powiedziałam do siebie w myślach. Był pewniejszy siebie niż ja i to mnie denerwowało. Z drugiej strony imponowało mi to. "Powinnam powiedzieć Atena"- pomyślałam z przekonaniem po chwili. Zawsze pewna siebie i swoich umiejętności argumentowania przy nim czułam się często jakaś niedoskonała i zawstydzona…
- A ty?- zapytałam jego.
- Zeusem ( w mitologii rzymskiej Jupiter- Król wszystkich Bogów). "Ale cwaniak"-powiedziałam do siebie w myślach. Był pewniejszy siebie niż ja i to mnie denerwowało. Z drugiej strony imponowało mi to. "Powinnam powiedzieć Atena"- pomyślałam z przekonaniem po chwili. Zawsze pewna siebie i swoich umiejętności argumentowania przy nim czułam się często jakaś niedoskonała i zawstydzona…
***
Siedzieliśmy w przemiłej knajpce w Zakopanem i konsumowaliśmy dania góralskie. W blasku świec widziałam jego niebieskie tęczówki i charakterystyczne zmarszczki wokół oczu. Obok nas siedziała para rozmawiająca
po hiszpańsku.
- Widzisz- mówił półgłosem po francusku, mając nadzieje że
nikt nas nie zrozumie- znów jakaś Polka zaimportowała obcokrajowca- uśmiechnął
się z przekąsem. Czasem jego mimika twarzy do złudzenia przypominała mimikę Ryan-a Gosling-a. Sposobem bycia jednak nie chciał być niepoprawnym romantykiem, tym z mojego kochanego filmu "Notbook", usilnie chciał zagrać rolę faceta z "The place beyond the pines", tego niegrzecznego, z tatuażem i motocyklem. Jednocześnie miał ambicję i determinację, jak książkowa i filmowa postać Jay-a Gatsby-ego.
- Skąd wiesz, że to Polka?- zapytałam ze zdziwieniem.
-Ma idealny akcent, ale słyszałem jak zamawiała piwo po
polsku- odpowiedział.
- Zaśmiałam się- no
tak, dziś już widzieliśmy Polkę z
Anglikiem, ja jestem z Francuzem, a ta laska z Hiszpanem. Czyli wszystko się
zgadza. My polskie kobiety przyczyniamy się do zwiększenia ruchu turystycznego
i pokazujemy krajom zachodnim jak piękna
jest nasza ojczyzna.
- I jak piękne inteligentne są polskie kobiety- dodał wbijając swój wzrok w moje oczy.
- „Merci, c’est vrai et c'est gentille entendre ca”( z fr. dziękuje, to prawda i miło mi to słyszeć) -
odpowiedziałam po francusku, ale znów poczułam, że moja pewność siebie uleciała
gdzieś na ułamek sekundy.
Z prototypem bohatera postu :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz