piątek, 17 maja 2013

Duch Wigilijny



    Często wyobrażam sobie, że patrzę na swoje życie oczyma swojej osoby sprzed lat. Trochę jak Ebenezer Scrooge w książce Charlse’a  Dickensa „Opowieść wigilijna”. Odbywam podróż w czasie. Jednak widzę wszystko oczami mojej osoby sprzed dwunastu lat. Znów jestem siedemnastolatką.  Jest ze mną przewodnik, który niczym duch wigilijny pokazuje mnie w różnych etapach mojego życia.










***
- A co ja tu robię?- pytałam ducha, widząc siebie w małym pomieszczeniu z obcą osobą w dziwacznych, kosmicznych okularach rodem z kina w 3D.

- Jesteś rehabilitantką w przychodni w Warszawie. Znów na mojej twarzy rysuje się niedowierzanie.  Patrzę na siebie, jak obsługuje dziwaczną maszynę przesuwając jakąś przedmiot wzdłuż kręgosłupa pacjenta. Obraz znika.





Często czuję się jak Mr. Nobody z jednego z moich ulubionych filmów.







"We cannot go back. That’s why it’s hard to choose. You have to make the right choice.



As long as you don’t choose, everything remains possible."


***
Pojawia się nowy. Tym razem jestem teraz jakby starsza, z włosami o innym odcieniu. Rozmawiam z wysokim mężczyzną w białym uniformie.
- Czy ja mówię po francusku? –pytam ducha słysząc rozmowę w obcym języku.
-Tak, pracujesz we Francji w szpitalu. Tym razem jestem totalnie zaskoczona, niedowierzam, wydaje mi się że duch wigilijny żartuje sobie ze mnie. Nagle dziewczyna, którą jestem przecież ja w przyszłości, odwraca się w moją stronę. Ma smutne oczy.







***
Jesteśmy nagle w naszym starym mieszkaniu. Przed małym łóżeczkiem dziecięcym stoi moja mama, wygląda bardzo młodo i pięknie, ma czarne kręcone włosy.
- Mamo, mamo coś ci pokażę!- słyszę głosik dziecięcy dochodzący z łóżeczka. Podchodzę bliżej. I widzę małą dziewczynkę w śpioszkach z czarnymi włoskami. 
-Ależ to przecież ja, pamiętam ten dzień!- krzyczę czując niesamowite emocje i radość sprzed wielu lat, która mi towarzyszyła tego wieczoru.
- Hop, siup, hop siup nie potrzeba sznurka, mały żywy pajacyk skacze jak wiewiórka!- zaśpiewała mała dziewczynka, miała tyle entuzjazmu w sobie, że nie mogłam oderwać od niej wzroku. "Brawo, brawo!" - krzyczała mama  z radością w głosie. Obraz zaczął się rozmazywać.







 ***







-Kim jest ten chłopak?- pytam swojego przewodnika.
-To twój chłopak –odpowiada. -poznałaś go na Erasmusie, w Pradze.
-Byłam na Erasmusie?
- Tak, tam się zakochałaś.
Po tych słowach w mojej głowie rysują się obrazy, wspomnienia, pierwsze wędrówki po Czechach i Pradze, pizza w czeskiej wiosce. Sceny, które istniały wtedy tylko w mojej nastoletniej wyobraźni. Mam na sobie czerwone szpilki i sukienkę. Przechodzę między murami „Starahovskiego klasztoru” .  Ktoś mnie śledzi. Słyszę odgłos kroków. Nagle czuje dłoń na swoim ramieniu. To znów ten ciemnowłosy chłopak z pizzeri.  Patrzy na mnie wzrokiem pełnym pożądania, a kiedy się odwracam przyciska mnie do muru klasztornego i głęboko całuje. Obraz się zmienia i znów widzę blondyna, tańczy obok wyzywająco poruszającej się dziewczyny.








- On tańczy?
- Tak- on kocha taniec, tak bardzo jak ty.  Narodzi się między wami miłość, która nie będzie mogła przetrwać. 
Znów nie mogę uwierzyć w słowa ducha wigilijnego. Jako siedemnastolatka wierzę  naiwnie, że obustronne wielkie uczucie może pokonać wszystkie przeciwności losu. Kiedy podchodzę bliżej zauważam oczy i twarz mężczyzny. Jest piękny, ma urodę anioła. Ale wydaje mi się obcy. Uśmiecham się do siebie patrząc na jego sylwetkę poruszającą się tańcu. 


***













































   Byłam teraz w półmroku. Słyszałam muzykę z płyty winylowej którą zawsze puszczała mi babcia. Ta muzyka zawsze we mnie żyła. Nagle do moich uszu dobiegł śmiech małej dziewczynki i tupot stóp. 
- Brawo, pięknie- mówiła babcia. Z półmroku wyłoniła się mała wersja mnie, robiła obroty, rytminczne kroczki i wirowała w tańcu. Byłam jak zaczarowana. Miałam na sobie moją ulubioną wełnianą sukienkę z dzieciństwa na szelkach- prezent od przybranej cioci z NRD. Moj mały kucyk podskakiwał raz po raz w rytm muzyki.
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu na twarzy, dziecięca radość udzielała mi się.
- Uwielbiałam tą sukienkę- powiedziałam nagle ni z tego ni z owego spontanicznie do ducha.
- Jesteś jak prawdziwa tancerka, pięknie tańczysz, będziesz tancerką, brawo! Przekrzykiwała muzykę moja babcia. Tancerką co prawda nie zostałam, ale moja miłość do tańca pozostała na zawsze w moim sercu  i tak naprawdę nigdy nie przestawałam tańczyć...






***



Znów się przenosimy. Widzę małą dziewczynką bawiącą się lalką. Jest śliczna, ma splecione włoski w złoty warkoczyk.
-To twoja córeczka wyjaśnia duch- największa miłość twojego życia po mężu. Podchodzę wolnym krokiem w jej strony, żeby zobaczyć jej oczy i buźkę. W oddali słyszę swój głos, rozmawiam z jakimś mężczyzną, śmiejemy się. Nagle dziewczynka zdaje się wyczuwać naszą obecność i odwraca główkę. Zanim jednak zdołam zobaczyć jej twarz obraz znika w ułamku sekundy… Znów jestem tu, w teraźniejszości, we Francji. W punkcie, gdzie ma nic pewnego, przyszłość kreuje się teraz drogi czytelniku i jest naznaczona wielkim znakiem zapytania...




"I'm not afraid of dying. I'm afraid I haven't been alive enough!"

Mr. Nobody

2 komentarze:

  1. Hej, przez przypadek trafiłem na twój artykuł artykuł o kine we Francji, bardzo ciekawy, ja też pracuję w nord pas calais, ciekawy jestem czy pracujesz w fundacji opale?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie pracuje przez agencje tylko bezpośrednio dla szpitala.Odezwij się na maila :) bardzo chętnie poznamy kine z Nord pas de Calais.

    OdpowiedzUsuń