środa, 17 lipca 2013

Wakacje w Polsce. Zderzenie pokolenia Y z emigracją z przeszłości.










To my pokolenie Y- urodzeni między 1980 a 1995 rokiem. Jesteśmy hedonistami, shopping-owcami, na każde pytanie znajdujemy odpowiedź w googlach lub na youtube. Jak dobrać kosmetyk, jak zrobić fryzurę, jak upiec ciasto, jak podłączyć dekoder,jak pojechać do tyłu na wrotkach itp. Autochtoni czyli "Digtal natives", dzieci Internetu albo pokolenia Milenium czy pokolenie "dlaczego". Nie boimy się przeciwstawić szefowi, stracić pracy i wrócić na garnuszek rodziców. Czerpanie przyjemności  z życia i bycie sobą to nasze priorytety. Dbamy o wygląd i nasz wizerunek w internecie. Nie boimy się wyzwań, rzucamy się często na głęboką wodę, podróżujemy w pogoni za lepszym bytem. Kochamy Iphony, Ipody, tablety, jogging z aplikacją "run" i międzynarodowe towarzystwo. Badacze wyróżniają również pokolenie Z-urodzeni po 1996 i pokolenie X- urodzeni między 1965 - 1979. Między nami i pokoleniem naszych rodziców istnieje dysonans. Oni żyli bardzo skromnie, dlatego nam chcieli dać zupełnie inne dzieciństwo i młodość niż mieli oni sami. Teraz często martwią się patrząc na nas. Zyskaliśmy przydomek "zajebistych egoistów". Joel Stein w amerykańskim tygodniku "Times" nazwała nas "pokoleniem ja, ja, ja". Podobno jesteśmy pierwszym pokoleniem, które swoim zasięgiem obejmuje cały świat. Czy jesteśmy jednak gorsi w oczach naszych rodziców? Okazuje się że nie. Mamy po prostu inne problemy. " Za dużo wymagasz od życia, trzeba cieszyć się małymi rzeczami"- często powtarza mi moja mama. Kiedyś rodzina była priorytetem. Dla nas najważniejsze jest zdrowie i umiejętność czerpania z życia jak najwięcej. Praca, pieniądze i małżeństwo znajdują się na drugim miejscu. Jak przeczytałam we francuskim artykule kobiecego czasopisma "Glamour" "Maintenant il faut avoir un job mais épanouissant, une relation stable et passionée, des enfant en continuant à faire la fête, des hordes d'amis tout en prenant du temps pour soi..."( z fr. "W dziesiejszych czasach trzeba mieć pracę, w której się spełniamy, relacje parnerską stabilną ale pasjonującą, dzieci nie przerywając życia rozrywkowego, dużo znajomych, a co bardzo ważne- nieprzerwanie dbać o siebie"). Jeśli już uda nam sie wejść w relację  typu "serieuese" nie oznacza to rezygnacji z życia towarzyskiego i podróżowania. Przynajmniej nie powinno. Ale jako, że jesteśmy pokoleniem bombardowanym przez informacje i wszechstronność możliwości wyboru to często stajemy się "jeunes indesicive" ( z fr. "młodzi niezdecydowani"). W restauracji, sklepie, tym normalnym czy internetowym, wyborze wakacji, hotelu, a często nawet życiu osobistym  wielu z nas będzie miało problem z podjęciem decyzji. Natomiast w życiu zawodowym często podejmujemy radykalne decyzje, nie boimy się. W porównaniu jednak do pokolenia naszych rodziców częściej popadamy w nałogi, depresje, pracoholizm. Jeśli zestawimy   pokolenie Y z pokoleniem X, to jest wśród nas (pokolenia Y) dwukrotnie więcej alkoholików (7,3%), 3krotnie więcej narkomanów (3,7%).  Dopalamy się bo nie lubimy czekać, nie lubimy też szufladkowania. Poradniki marketingowe nawet  radzą, aby zamiast produktów sprzedawać nam styl życia i poczucia wyjątkowości. Nie chcemy wchodzić w niepewne relacje, gdyż ryzykujemy frustracją, a co za tym idzie dezaprobatą społeczną. Na zewnątrz, jeśli coś pójdzie nie po naszej myśli, potrafimy się jednak dosyć dobrze maskować. Czy oprócz odwagi, dużych ambicji i umiejętności walki o swoje szczęście nasze pokolenie zyskało jakieś inne pozytywne cechy? Tak. Wzrosła rola ojca w rodzinie, który aktywnie uczestniczy w jego wychowaniu, dzielnie zmienia pieluchy i chodzi z wózkiem na spacery nie martwiąc się, że to może ubliżyć jego męskości. Nie chciałabym się zamienić miejscem na młodość czasów moich rodziców. Zrezygnować z internetu, telefonu komórkowego, korzystać z mapy papierowej i nie móc wsiąść do samolotu typu "low cost airlines". Komunikacja werbalna, przemieszczanie się, przepływ informacji- to wszystko było kiedyś dużo bardziej skomplikowane, a wręcz "zaczopowane". Mimo że moi rodzice twierdzą, że ich czasy nie było "gorsze" nie chciałabym żyć bez moich współczesnych udogodnień.





***



-Idziemy do Orłowo?- zapytał ze swoim uroczym akcentem Alexandre, kiedy wygrzewałyśmy się w piasku koło sopockiego molo. Zaśmiałyśmy się. Od kilku dni proponował nam to. Miałyśmy naprawdę ochotę, ale napięty program imprezowy każdej nocy do rana sprawiał, że idąc około 11-stej na plażę, miałyśmy ochotę tylko ochotę "faire des crêpes" (z fr. "robić naleśniki") w promieniach słońca. I tak udało nam się  wyskoczyć na posiłek przygotowany przez Alexandre-a, przespacerować się i zrobić kilka fotek w Gdyni. Tak jak za czasów studiów w Warszawie, tak i tutaj w Trójmieście miałyśmy swojego obcokrajowca-przewodnika, który lepiej orientował się w atrakcjach turystycznych i rozrywkach niż my.
- It's to late Alexandre and we are tired - powiedziałam po chwili. Ale naprawdę żałowałam, miałam ochotę porobić sobie zdjęcia w opuszczonym sanatorium. Budynek uległ pożarowi, stoi opustoszały "niczym widmo" i nie wiedzieć czemu stał się atrakcją turystyczną. Wybrzeże w Orłowie jest naprawdę piękne.






                       






-C'est bizarre que tu parles français ( z fr. "To dziwne, że mówisz po francusku")- uśmiechnął się nagle ni z tego ni z owego.
- Pourquoi? ( z fr. "dlaczego?")- zapytałam.
-Je ne sais pas, c'est la premier fois je pense en Pologne ( z fr. "Nie wiem, jesteś pierwszą osobą w Polsce")- zawahał się i po chwili powtórzył z pewnością w głosie- oui, c'est la premier fois ( z fr. "tak, to pierwszy raz")...




Moje wakacje przebiegały-zgodnie z planem-bardzo aktywnie. Zaczęłam od kursu w Lublinie, potem Wrocław z Hanią i powrót do domu. Znów Wrocław i dwudniowe Open Days do Emirates Airlines. Przemieszczałam się z hostelu do hostelu. Poznawałam nowych ludzi, zdobywałam nowe doświadczenie, wiodłam barwne życie towarzyskie. Z Wrocławia do Sopotu przyjechałam w nocy pociągiem. W te wakacje pobiłam rekord czasu spędzonego w polskim PKP. W ciągu tygodnia naliczyłam prawie 50 godzin. Kiedy dojechałam do Sopotu byłam wykończona. Wahałam się czy nie wziąć taxi, żeby dojechać do wynajętego pokoju. Kwatera była dość niedaleko zgodnie z "google maps". Po chwili zrezygnowałam taszcząc tradycyjnie swoje torbiska, co zaowocowało niedługo potem siniakiem na moim lewym ramieniu. Szłam teraz Alejami Niepodległości, świeciło cudowne słońce, zapowiadał się cudowny początek środka wakacji :)

***
- Jedziemy do Tickemaxa! - mówiła przez telefon z entuzjazmem w głosie Eliza. Tickemax- niedostępny na ziemi francuskiej, najbliższy 1,5 godziny promem z Calais do Dover stanowił dla nas "mega" atrakcję. A teraz miałyśmy go w "zasięgu ręki" w Gdańsku. Godzinę temu weszłam do kwatery, wzięłam prysznic i walnęłam się na łóżko. Bardzo szybko odpłynęłam w sen. Teraz półprzytomna rozmawiałam z Elizką.
- Elise, daj mi jeszcze godzinkę, muszę odespać- nie śpię od kilku dni- marudziłam przez telefon.
-Dobra to spotykamy się na Munciaku za 1,5 godziny koło McDonald-a. Zjemy śniadanie i ruszmy dalej- zadyrygowała z podnieceniem w głosie.


***




Siedziałam z Arletą przy niewielkim stoliku. Delikatny wiaterek muskał nasze twarze. Piłyśmy piwo spoglądając raz po raz na spacerujących ludzi na Munciaku. Odkąd przyjechałam do Sopotu, w moje oczy rzucił się przepych, wizerunki ludzi wylansowanych, zadbanych i wysoce sytuowanych. W klubach bananowa młodzież i starsi przedstawiciele pokolenia Y. Wszystko tworzyło duży kontrast z nadmorskim miejscem francuskim, w którym mieszkam i powodowało, że przerysowywałam standardy życia w Polsce.  A przecież to Sopot- jedno z najpopularniejeszych wakacyjnych miejsc w Polsce, znane ze snobizmu. Można by było to przyrównać do francuskiego Canne albo Nicei- wtedy zapewne sopocki blask mógłby przygasnąć. Jeździłam palcem po karcie nie mogąc zdecydować jakie śniadanie wybrać. Jako przedstawicielka generacji Y cierpiałam na "indecision chronique" ( z fr. chroniczne niezdecydowanie). Całkiem niedawno natknęłam się na francuski artykuł opisujący współczesne 20-30 latki. Zgodnie z tekstem należałam do pokolenia "Young Adults" porażonego kwestią "Faire le bon choix " ( z fr. "dokonania właściwego wyboru"). Przed podjęciem decyzji np. wyjazdu na wakacje potrafiłam spędzać godziny na szukaniu opinii na stronach internetowych, porównywaniu cen itp. co bardzo denerwowało moich wszystkich byłych partnerów. Gdy dokonałam już wyboru a okazało się, że przeoczyłam jakaś lepszą opcję, miałam kaca przez kilka dni. Syndrom FOMO "fear of missing out" dawał mi się we znaki. Kiedyś nawet ciężko mi było wybrać coś tak banalnego jak podkład do makijażu. Nauczyłam się eksperymentować i kupować w ciemno. Tak też czyniłam często w restauracjach nie czując, że mam ochotę na coś konkretnego. 
-Wezmę śniadanie kontynentalne- powiedziałam do kelnerki. "Jajka na bekonie, ser, masło, sałata, pomidory, ogórki"- uśmiechnęłam się dumna ze swojego wyboru i wzięłam łyk pysznego zimnego piwa z sokiem.

- Ja poproszę to samo- powiedziała Arleta do kelnerki.
" Réveille toi, super temps, viens a la plage, on va boire la bière, ca sera chouette" ( z fr. " Obudź się, super pogoda, przyjdź na plażę, będziemy pić piwko, będzie fajowo")-pisałam po chwili wiadomość do Alexandre.
"Slt, je vais prendre la douche, je viens, je te téléphone apres :)" ( z fr. " Cześć, wezmę prysznic i przychodzę, zadzwonię" - odpowiedział na mojego sms-a.





After party "zapiekanka", made in Poland. Sopot 5 a.m.



Sopot Molo 6.30 a.m.

Sopot "Munciak"- 6.50 a.m.




***







Szliśmy trzymając się za ręce. Kiedy wyszliśmy z klubu nasze oczy porazilo poranne światło. Było tak ciepło i  miło na zewnątrz, że czułam się jakoś niezwykle. Podążaliśmy w kierunku plaży.
- Tu vois ca, en France ca n'exist pas ( z fr. "Czy ty to widzisz, we Francji coś takiego nie istnieje") - tłumaczył Alexandre, kiedy mijaliśmy roześmianych ludzi na ulicach.
- Chez nous, c'est plus dangereusement et personne n'est marche pas le matin a 5 heure comme ca, vous aimez plus la fêtes aussi je trouve- c'est pas la même mentalité que en France (z fr. "U nas jest bardzo niebezpiecznie o takiej porze- o 5-tej rano, dlatego nikogo nie ma na ulicach. Poza tym wy lubicie imprezy- macie inną mentalność niż Francuzi")- tłumaczył. Wchodziliśmy teraz na sopockie Molo. Usiedliśmy na pomoście. Wschód słońca był przepiękny.
- Les francaises ne connaissent pas tout ca (z fr. "Francuzi nie znają tego wszystkiego")- mówił dalej. Dokładnie wiedziałam co ma na myśli. Nasz kraj nie cieszył się zbyt dobrą opinią wśród Francuzów. Tylko nieliczni jak Alexandre, który trafił na program Erasmus do Polski albo ci, którzy w jakiś sposób trafili do nas do pracy potrafili dostrzec piękno naszego kraju. Zakochiwali się w nim. Natomiast ja wiedziałam, że jako przedstawicielka mojego pokolenia zmieniam opinie i robię skuteczną kampanię reklamową dla naszego kraju. Pomimo, że dla wielu byłam tylko jedną z "fille de l'est" ( z fr. "kobieta ze wschodu) z tej gorszej części Europy, to również wielu udawało mi się przekonać do przyjazdu do Polski. Satysfakcja zawsze była murowana. Wtuliłam się teraz w ramiona Alexandre-a. Od dawna nie było mi tak dobrze. Byłam w "pardis" w naszej Polsce.

***



Było piękne sobotnie słoneczne przedpołudnie. Zmierzałyśmy właśnie na rendez-vous w sprawie wynajmu mieszkania na Malo les Bains. 
- O taki samochód ma moja koleżanka- wskazała Eliza palcem na samochód stojący na parkingu. Spojrzałyśmy w stronę samochodu.
- A ten obok to mój- odezwał się nagle głos polski za naszymi plecami. Zaskoczone odwróciłyśmy głowy. 
- Dzień Dobry Paniom- rzucił przyjaźnie w naszą stronę  Pan na oko po 60-tce, malujący parapet w oknie. Uśmiechy od ucha do ucha namalowały się teraz na naszych twarzach. Po krótkiej konwersacji okazało się, że Pan jest Polakiem, który mieszka we Francji od czasów kiedy zmuszony został w latach 80-tych do wyjazdu. 
- Dzień dobry- odezwał się drugi głos po polsku. Tym razem była to starsza Pani- usłyszałam tu jakąś konwersację po polsku i pomyślałam, że się przyłączę- uśmiechnęła się sympatycznie kobieta. 



 

Po dalszej wymianie zdań dostałyśmy zaproszenie na "aperitif" do Państwa zaraz po skończeniu "rendez-vous" w sprawie mieszkania. W południe zasiedliśmy w ich ogrodzie i w akompaniamencie białego i różowego wina odbyliśmy niezwykłą podróż międzypokoleniową. Oni opowiadali jak to zostali zmuszeni do wyjazdu z Ojczyzny. I tu pojawił się kontrast między ich wygnańczym losem, a naszymi pobudkami wyjazdu z kraju, gdzie zdobyłyśmy wykształcenie i wszystkie rozpoczęłyśmy pracę w zawodzie. W moim przypadku o emigracji zadecydowała ciekawość życia, zamiłowanie do podróży, chęć nauczenia się czegoś nowego, podszkolenia języka i większe możliwości rozwoju w zawodzie "kinésithérapeute"we Francji. Pan Marian i jego rodzina "musieli" wyjechać, aby ich podstawowe warunki istnienia komórki społecznej zostały przywrócone. Mąż Pani Maryli był wielbicielem i fascynatem historii, miał wyrobione zdanie i swych zwolenników politycznych w naszym kraju. Jako prezent dostałyśmy od niego jego książkę autobiograficzną z dedykacją.  Jego żona z dumą pokazywała zdjęcia swojej rodziny w dużej części rozrzuconych po całej Francji, ale również mieszkających w Polsce. Byli przykładem małżeństwa idealnego. On patrzył na nią pytającym wzrokiem nalewając sobie wina, ona z uśmiechem "kręciła nosem" kiedy widziała, że nalał dość sporo specyfiku do kieliszka.
   Wymieniliśmy również kilka zdań na temat służby zdrowia. Pani Maryla niedawno przeszła chemioterapię. Opowiadała nam o swoim przemiłym i niezwykle profesjonalnym lekarzu, który jak określiła ma taki kolor skóry, jak czarna bluzka Julii. Pomogłyśmy jej wyłożyć zastawę. Na "entrée" była sałatka i kiełbaski norymberskie. Potem gołąbki w sosie pomidorowym. Przepyszne. Wyszłyśmy zadowolone lekko pijane i napełnione pozytywną energią. Podróż pokoleniowa nie zawsze przybierała jednak taki charakter, jak z napotkanym Państwem- inteligentnymi, światłymi ludźmi, będącymi na bieżąco z sytuacją i warunkami życia we współczesnej Polsce. Nord Pas de Calais to teren, gdzie mieszka 500 tys. osób pochodzenia polskiego. W szpitalu stykamy się na co dzień z polskimi pacjentami. Część z nich to rzeczywiście Polacy. Jednak wielu z nich jest tylko "d'origine polonaise" (z fr. "pochodzenia polskiego"). Nie znają swoich korzeni, nigdy nie odwiedzili Polski i nie mówią naszym językiem. Mało tego, zdarzają się też takie osoby, które uważają nas za kogoś gorszego, bo przychodzimy z wykształceniem z biednego, wręcz zacofanego kraju, który to ich dziadkowie niegdyś opuścili. Natomiast oni uważają się za szczęściarzy, gdyż ich rodzice czy dziadkowie zamienili niegdyś Polskę na Francję. Wtedy jest mi wstyd. Ja w przeciwieństwie do nich mówię z dumą o swoim kraju. Ale wiem, że to kraj w którym nigdy tak naprawdę, niczego mi nie zabrakło. Dlatego w jakiś sposób rozumiem powody ich myślenia. Tylko przykro mi, że nie są ciekawi swoich korzeni. Zakotwiczeni mocno we francuskiej ziemi, zatracili współczesny obraz kraju swoich rodziców i dziadków. Pomiędzy 1920 i 1923 najwięcej emigrantów wyjechało do Nord- Pas de Calais. Pracowali głównie w kopalniach, które skupione były w "Bassin minier du Nord Pas de Calais" (Lens, Douai, Valenciennes i okolice). Z opowiadań pacjentów wiem, jakie to musiało być trudne. Ze względu na duże różnice kulturowe wytworzył się pewien rodzaju "kontrast"i "izolacja" miedzy praktykującymi katolicyzm Polakami a prawie w ogóle niepraktykujacymi Francuzami. Zdarzały się zachowania "ksenofobiczne" w stosunku do polskich emigrantów. Z kolei Polacy postrzegali Francuzów jako antyreligijnych. Jedna pacjentka opowiadała mi, że w szkole francuskie dzieci mówiły, że jest "sale polonaise" czyli "brudną Polką". To wszystko spowodowało, że integracja Polaków z Francuzami przebiegała bardzo trudno. Polacy izolowali się we własne grupy podtrzymując swoje tradycje i praktyki katolickie. Dziwny obraz Polski sprzed lat zafiksował się w umysłach wielu osób pochodzenia polskiego. Jako pokolenie wykształconych Polaków i przedstawicieli pokolenia Milenium zostałyśmy zszokowane opinią o Polsce i zamierzchłym jej obrazem, który utrzymywał się w przekonaniach naszych rodaków. "Association Nord Pas de Calais", które zatrzymało w umysłach nieaktualny wizerunek naszego kraju, pokazuje polski film nagrany we Francji z Borysem Szycem w roli głównej. Jedna ze scen pokazuje nasz szpital, gdzie ojciec głównego bohatera przechodził rehabilitacje po zawale. Tytuł filmu "Kret"  po francusku "Dette" porusza głównie temat polskiej lustracji.



***










Znów byłam w Sopocie. Był wschód słońca. Alexandre wspinał się po rusztowaniach na Molo z plaży. Jakiś blondyn o niebieskich oczach wyciągnął do niego rękę. 

- Give me your hand my friend (z ang. "Podaj mi rękę przyjacielu")- powiedział i pomógł mu wspiąć się na pomost. Trzymałam buty na obcasie w jednym ręku i spoglądałam w górę na żelazne rusztowania zastanawiając się, jaką technikę wspinaczki wybrać, żeby była skuteczna. Podałam buty Alexandre-owi. Spojrzałam na swoją letnią jaskrawą sukienkę. "Szkoda byłoby ją zniszczyć"- pomyślałam i postawiłam nogę na żelaznej rurce. Po chwili poczułam, że Alexandre obejmuje mnie w pasie, podnosi i stawia na pomoście. Arlecie pomógł nasz niebieskooki nieznajomy.

- How are you?-zapytał facet, który pomógł nam się wdrapać na molo.

- Great, where do you come from?- zapytałam obcokrajowca.

- Sweden- odpowiedział i uśmiechnął się.

- What are you doing here?- kontynuowała Arleta.

- I came on holidays, I love Poland! - odpowiedział nasz towarzysz.

- We also...- zaśmialiśmy się.

- Have a nice day- powiedzieliśmy do niego chórem.

- You too guys- rzucił odchodząc niebieskooki blondyn w naszą stronę.

Znów witał nasz piękny wchód słońca. Arleta ruszyła przodem. Ja tańczyłam z Alexandre na pomoście... :)

"Czy powrócę do Kraju, do Polski? Nie, chyba, nie. Zadomowiłem się na gościnnej Ziemi Francuskiej. Tu jest moja najbliższa rodzina. Francja stała się moją drugą ojczyzną. Ale zaręczam, że podobnie jak miliony z nas:
ROZPROSZONYCH SPOD BIAŁOCZERWONEJ 
"Ja jestem Polakiem"*

* fragment książki Mariana Dziwniela pod tytułem " Z nad Niemna przez Odrę nad Sekwanę". 

Źródła do post:
- Newsweek- 27.05/02.06.2013, Aleksandra Krzyżaniak- Gumowska - "Pokolenie klapki"
- Glamour - 04.2013, "Tout indecises; Bienvenue dans l'embarras ( du choix)!"
- Marian Dziwniel " Z nad Niemna przez Odrę nad Sekwanę"
-